DENKO [MAJ 2020]

DENKO [MAJ 2020]


Cześć!
Zgodnie z zapowiedzią przychodzę do Ciebie z opinią o zdenkowanych kosmetykach w maju. Nie było ich wiele i tradycyjnie - były to kosmetyki do pielęgnacji ciała. Zdecydowanie wraz z moim powrotem do blogowania, powróciły zakupy "na zapas". 
Mam już kilka nowości, które sukcesywnie będą pokazywać Tobie na Instagramie, a pod koniec czerwca na blogu pojawi się wpis podsumowujący wszystkie zakupy.
Nie przedłużając, zapraszam Cię na kilka słów o zużytych kosmetykach:


O żelu do mycia twarzy Phlov by Anna Lewandowska, wspominałam w poprzednich wpisach. Cytując samą siebie:
Jeśli chodzi o żel (a mam go już na wykończeniu, dlatego powiem o nim troszkę więcej) jest to produkt, z technologią mikropiany. W konsystencji jest dość gęsty, więc czasami ilość produktu dozowana przez pompkę wystarczała mi na umycie twarzy, szyi, dekoltu oraz ramion. Jednak jak to z tą pianą jest? Raz się pienił, raz nie. Wszystko zależało od tego z jaką ilością wody go zmieszałam. Produkt używałam zarówno rano jak i wieczorem i o ile wieczorem nie przeszkadzała mi jego gęstość i lepkość do skóry, to rano potrzebowałam kilku minut więcej do zmycia produktu z twarzy. Nie mogę wypowiedzieć się negatywnie na jego temat, bo nie spowodował na mojej twarzy jakiejś apokalipsy w postaci brzydkiego wysypu czy zapchania. Jako, że na ramionach lubią pojawiać mi się niedoskonałości, przy stosowaniu tego żelu miałam wrażenie, że zmiany delikatnie się wyciszyły. To co przeszkadzało mi w produkcie, to jego zapach. Nie wiem jak jest z pozostałymi kosmetykami od Phlov, bo w internecie można przeczytać wiele opinii wychwalających zapach tych kosmetyków, to mnie nie przekonał. W moim nosie była to mieszanka taniego zapachu cytrusów.  Być może w kosmetykach innej serii zapach jest bardziej przyjazny.


Sephora Collection Oczyszczająca maseczka z glinką
Maseczka w bardzo szybki sposób oczyszcza twarz, pozostawiając ją bardzo gładką i miękką. Przy regularnym stosowaniu można było zaobserwować zminimalizowanie występowania niedoskonałości. Jednak maseczka jest tylko jednym z trybików w mojej pielęgnacji i nie przypisuję tego faktu tylko tej maseczce. Jedyną przeszkodą w tym produkcie może być jej dość ciężki, "błotny" zapach. Dla osób wrażliwych na zapachy - może przeszkadzać. W Internecie można znaleźć opinie, że maska w działaniu przypomina słynną już maskę Glam Glow, jednak kilka razy tańszą. Nie znam się na składach, ale mądrzejsi ode mnie piszą, iż posiada naturalny skład. Osobiście jednak nie wiem czy ją kupię, ponieważ podobne działanie mogę osiągnąć tańszą alternatywą w postaci maseczki.

Embryolisse Lait-Creme Concentre
Krem, który uratował moją skórę. Bardzo lekki w swojej konsystencji. Dla mojej cery mieszanej - idealny. Nie odczuwałam po nim ciężkości ani tłustego filmu. Bardzo szybko się wchłaniał pozostawiając skórę nawilżoną. Genialne działał na niedoskonałości, które goiły się w zastraszającym tempie. Nie dał rady przebarwieniom i plamom, jednak nie tego oczekuję od kremu. Wiem, że wiele osób nie poleca go do cer mieszanych, trądzikowych czy z tendencją do zaskórników, bo zawiera w swoim składzie parafinę. Mi ten składnik nie szkodzi, jednak jeśli ktoś ma złe doświadczenia z tym składnikiem, radzę rozważyć inny krem.
Bardzo podoba mi się opakowanie w formie metalowej tuby. Kojarzy mi się to z takimi aptecznymi kremami. Nie wiem czy wiesz, ale krem ten używany był, w momencie jego powstania, tylko na oddziałach dermatologicznych we Francji. Dopiero po jakimś czasie zagościł w domowych kosmetyczkach.
Jeden z lepszych kosmetyków.

Żel pod prysznic Yope o zapachu bzu i wanilii
Zapach maja i wiosny zamknięty w butelce. Bardzo lubię żele od Yope. Są wydajne i nie powodują dodatkowego przesuszenia mojej skóry. Niestety zapach nie utrzymuje się na skórze. Niemniej, kupiłam już inne wersje zapachowe: rabarbar i mandarynka.

Znasz któryś z kosmetyków?

At the top - na dachu świata

At the top - na dachu świata

NOWOŚCI KOSMETYCZNE [MAJ 2020]

NOWOŚCI KOSMETYCZNE [MAJ 2020]



Cześć!
Za rogiem czeka na nas czerwiec, zatem pora na podsumowanie kosmetycznych zakupów maja.
Nie było ich dużo. W tym miesiącu bardziej skupiłam się na dodatkach do domu, a kosmetyki zeszły na dalszy plan. Chociaż jest w drodze do mnie paczka z dwóch drogerii internetowych, nie zaliczę ich do nowości maja, ponieważ są to kosmetyki na rozdanie, które będzie organizowane już w przyszłym tygodniu na profilu instagramowym @miritirllo.


Będąc w Douglasie oprócz docelowego produktu, jakim był kwas The Ordinary AHA 30%+2%BHA, korzystając z promocji miesiąca zdecydowałam się na puder Laura Mercier Translucent Powder. 



Wiele dobrego czytałam o nim i od kilku lat wersja sypka chodziła mi po głowie. Co mogę stwierdzić po kilku użyciach? Niesamowicie wygładza skórę. Chyba nigdy nie miałam takiego wrażenia po nałożeniu pudru na twarz. Uwaga dla cer tłustych/mieszanych: jest to produkt, który ma za zadanie wykończyć makijaż. Nie da zatem długotrwałego efektu zmatowienia. Problematyczne strefy w tym przypadku i tak należy przypudrować swoim, sprawdzonym pudrem matującym. Ale jeśli chodzi o resztę twarzy - re-we-la-cja.


Z Sephory zamówiłam żel z serii Phlov by Anna Lewandowska. Jeśli nie znacie kosmetyków i tej serii to w skrócie tylko powiem, że są to kosmetyki całkowicie wegańskie, nietestowane na zwierzętach, wpisujące się w nurt eco. Jeśli chodzi o żel (a mam go już na wykończeniu, dlatego powiem o nim troszkę więcej) jest to produkt, z technologią mikropiany. W konsystencji jest dość gęsty, więc czasami ilość produktu dozowana przez pompkę wystarczała mi na umycie twarzy, szyi, dekoltu oraz ramion. Jednak jak to z tą pianą jest? Raz się pienił, raz nie. Wszystko zależało od tego z jaką ilością wody go zmieszałam. Produkt używałam zarówno rano jak i wieczorem i o ile wieczorem nie przeszkadzała mi jego gęstość i lepkość do skóry, to rano potrzebowałam kilku minut więcej do zmycia produktu z twarzy. Nie mogę wypowiedzieć się negatywnie na jego temat, bo nie spowodował na mojej twarzy jakiejś apokalipsy w postaci brzydkiego wysypu czy zapchania. Jako, że na ramionach lubią pojawiać mi się niedoskonałości, przy stosowaniu tego żelu miałam wrażenie, że zmiany delikatnie się wyciszyły. To co przeszkadzało mi w produkcie, to jego zapach. Nie wiem jak jest z pozostałymi kosmetykami od Phlov, bo w internecie można przeczytać wiele opinii wychwalających zapach tych kosmetyków, to mnie nie przekonał. W moim nosie była to mieszanka taniego zapachu cytrusów. Na marginesie dodam, że ostatnio czytałam pewne badania, w których wykazano, że osoby stosujące perfumy o nutach cytrusowych było odbierane za szczuplejsze ;) Może to był celowy zabieg marki - nie wiem. Nie wiem też ile prawdy w tej informacji, ale rozbawiła mnie na tyle, że musiałam wam o tym powiedzieć.


W Rossamannie - nie, nie, nie skorzystałam z promocji -55% - na początku miesiąca kupiłam żel pod prysznic od Yope o zapachu bzu z wanilią. Ten produkt również skończyłam i jutro będę musiała wybrać się do sklepu po dwa pozostałe zapachy z nowej serii (mianowicie mandarynkę i rabarbar). Żel pachniał intensywnie bzem. Niestety, ale ja nie wyczuwałam go na swojej skórze. Nie dostawałam też informacji zwrotnych, że ktoś wyczuwa ten zapach na mnie. Niejmniej lubię te produkty i zawsze z chęcią je używam. Nie powodują u mnie przesuszenia, ani podrażenia. Moja ulubiona wersja to ta z kwiatem lipy.


Bronzer Bell Hypoallergenic, seria Bierdonkowa - szukając odpowiednika bronzera z paletki, którą skończyłam w poprzednim miesiącu, natknęłam się na nową serię kosmetyków Bell w Biedronce. W sklepie miałam ogromne nadzieje, że to ten sam odcień - niestety. Jest ciutkę jaśniejszy, ale do codziennego makijażu sprawdza się rewelacyjnie.


Paletka GlamshopxLamakeupebella to chyba najgorętsza nowość tego sezonu. Udało mi się kupić cały zestaw chwilę po tym jak pojawił się na stronie. O moich pierwszych wrażeniach (zarówno dotyczących paletki jak i produktów do ust) pisałam już na blogu w tym poście. Po kilku użyciach zauważam, że cienie naprawdę z łatwością się blendują. Czas mojego makijażu oka bardzo się przez to skrócił. Na pewno podzielę się z Wami jakimiś większymi refleksami za jakiś czas, gdy mocniej poużywam tę paletkę - ale wiem, że mam swoich ulubieńców. Cień Baklava i Cin-cin będą tymi, które skończą się u mnie najszybciej. Jak kot do jeża podchodzę do odcienia Barcelona, ale przełamię się!

Miałam nie wspominać o paczce, która dotrze do mnie jutro, ale w ostatniej chwili przypomniało mi się, że zamówiłam krem mandarynkowy od Made by Mandarynka. Jest to krem naturalny, przeznaczony do cery trądzikowej. Zamówiłam go pod wpływem impulsu po jakiejś relacji na Instagramie, gdzie dziewczyna (bodajże Nurse after shifts) opowiadała o tej firmie oraz o maści lawendowej. Po przejrzeniu asortymentu na początek skusiłam się na 30 ml kremu mandarynkowego. 

Od jakiegoś czasu kolekcjonuję czasopismo Vogue. Nie jestem w tym regularna i nie muszę mieć każdego numeru. Staram się wybierać te numery i okładki, które miały swoje odzwierciedlenie w historii. Dlatego nie mogłabym obojętna na ukazanie się kwietniowej, włoskiej wersji magazynu. Po raz pierwszy od 1920 roku (od momentu powstania Vogue) okładka była pusta. Było to nawiązanie do epidemii koronawirusa oraz zdarzeń, które działy się we Włoszech.

A jak u Was z zakupami? Szał kupowania online trwa? A może w ogóle go nie było?
[Z SZUFLADY]

[Z SZUFLADY]


Cześć!
Bardzo dziękuję za tak pozytywne przyjęcie tej serii. Dziękuję również za wszystkie wskazówki i uwagi. Co tydzień będę publikować kolejną część historii Klary. A dzisiaj zostawiam Was z jej kolejną historią.

Aby zapoznać się z poprzednią częścią [kliknij tutaj]

11 lat wcześniej
Sącząc przez słomkę niewymieszane latte, obserwowała zagubionych ludzi. Będąc świeżo upieczoną absolwentką liceum, obiecała sobie, że nigdy nie będzie ślepo błądzić pośród korporacyjnych korytarzy. Bo co to za radość z bycia sterowanym pionkiem, z boksu 4A?  Gdy radość z mnożących się na koncie pieniędzy mija, gdy okazuje się, że nie ma się czasu na wydawanie ich. A dalekie podróże, które kiedyś odprężały, teraz są smutnym echem delegacji.
Klara od małego szła pod prąd. Podczas zabaw z rówieśnikami nie raz udowadniała im, że nowe nie  znaczy gorsze. Przecież lepiej płacić pąkami kwiatów, a nie ich liśćmi – czyż nie? Nie potrzebowała oklasków, gdy osiągała swój cel. Dostając się do najlepszego liceum w mieście, w oczach rodziców była już światowej sławy chirurgiem. A ona chciała mieć po prostu święty spokój. Przecież i tak nie planowała iść na studia.
Na szczęście, dla niej, nigdy nie musiała ich o tym informować. Zginęli na chwilę przed jej osiemnastymi urodzinami. Zamieszkała z babcią, która przeżywając swoją drugą młodość, nie wtrącała się w jej pokręcone życie. Ważniejsze były dancingi i spotkania z nowymi miłościami.
Aby uczęszczać na korepetycje z angielskiego, musiała rozejrzeć się za jakąś pracą. Nigdy nie była wybitna w kwestii języków obcych. Chcąc startować w rekrutacji na stewardesę musiała pracować trzy razy bardziej niż inni.
*
Bar w którym pracowała, w okresie liceum, nigdy nie miał dużo klientów. Najczęściej byli to mężczyźni w średnim wieku, w przerażająco drogich garniturach. Zamawiali zawsze to samo – whisky z lodem, gdzie za kilka butelek tego trunku, Klara, mogłaby kupić kawalerkę, gdzieś na obrzeżach miasta.
Niektórzy przychodzili we wtorki, tuż po dziesiątej. Inni tylko w czwartki, chwilę przed zamknięciem. W weekendy najczęściej dobijali między sobą targów.
Dwunastego maja, w piątek, wszystko było inaczej.
Po raz kolejny urwała się ze szkoły, aby zarobić kilka dodatkowych stówek. Mając nadzieję, że za rok jej życie będzie toczyło się w chmurach, musiała schudnąć. Efekt diety białkowej przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Nie dość, że wszystkie rzeczy z szafy wyglądały na niej jak worki pokutne, to faceci zaczęli zwracać na nią uwagę.
A może wszystko tkwiło w tej drogiej pomadce w kolorze czerwonego wina, na którą wydała pół wypłaty?
Tego dnia również użyła jej w swoim makijażu...

Ze wspomnień ostatniego miesiąca wyrwał ją delikatny pocałunek w szyję. Uśmiechnęła się pod nosem, nie odwracając głowy w kierunku jej towarzysza.
Znowu się spóźnił.
Będzie musiała zamówić przez niego kolejną kawę.
- O czym znowu myślisz? – usiadł obok niej, obejmując ją ramieniem.
Pachniał drogim whisky.


Szczotkowanie ciała na sucho

Szczotkowanie ciała na sucho


Statystycznie jedną z najczęściej udzielanych odpowiedzi  na pytanie, jakiego elementu najbardziej nie lubimy w swoim ciele, są uda. Głównie przez to, że to na nich pojawia się dość uporczywa i nie zawsze estetycznie wyglądająca skórka pomarańczowa. 

Cellulit to takie cholerstwo o którym słyszała każda kobieta. Niesprawiedliwością w przypadku jego pojawiania się jest fakt, że niektóre kobiety mogą nigdy w życiu go nie doświadczyć, inne już od wieku nastoletniego mogą się z nim borykać. W przeprowadzanych badaniach wykazano, że pojawienie się skóry pomarańczowej dotyka zarówno kobiety otyłe jak i szczupłe. Nie ma również wpływu to, czy kobieta urodziła kilkoro dzieci czy nie rodziła wcale.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o szczotkowaniu ciała na sucho, popukałam się w głowę. Nieprzyjemne, grube włosie bez jakiegokolwiek poślizgu w postaci olejku  - to musiało skończyć się podrażnieniem! Jednak cieszę się, że przełamałam się w tej kwestii i zaryzykowałam, gdyż...

Szczotkowanie na sucho
Jest to zabieg,masaż, polegający na przesuwaniu po ciele szczotką w kierunku pionowym. Zawsze takie szczotkowanie należy zaczynać od stóp i przechodząc dalej: poprzez łydki, uda, brzuch i ramiona. Zawsze w kierunku serca. Najlepiej wykonać je przed prysznicem. Stosowany w okresach zimowych spowoduje szybsze rozgrzanie się organizmu z tego względu, że pobudza krążenie.Twierdzi się, że taki masaż jest dużo efektywniejszy od tradycyjnego peelingu.

Szczotka
Wybór tak naprawdę należy do was. W drogeriach znajdziecie kilkadziesiąt ich rodzajów. Na długim kijku, krótkim, czy takie do trzymania w dłoni. Często wyposażone są one w dodatkowe elementy, m.in. wypustki masujące. Warto zwrócić uwagę na to, żeby szczotka posiadała naturalne włosie.
Ja od kilku tygodni posiadam szczotkę The Body Shop. Jest bardzo przyjemna, włoski nie są zbyt twarde. Jednak wiem, że za jakiś czas będę musiała rozejrzeć się za szczotką z twardszymi włosami, gdyż te są odciupinke dla mnie za delikatne.

Podstawowe zasady
A dokładniej moje spostrzeżenia dotyczące szczotkowania ciała na sucho:
- ze względu na duże działanie peelingujące, najlepiej wykonać masaż przed prysznicem. Prysznic pozwoli pozbyć się złuszczonego naskórka
- po prysznicu warto nałożyć jakiś mocny nawilżacz. Skóra po szczotkowaniu dużo łatwiej i chętniej przyjmuje wszystkie dobroczynne składniki produktów.
- zawsze taki masaż należy wykonywać na sucho.
- masaż nie powinien przekraczać 15 minut. Początki jednak bywają trudne, więc proponuję zacząć od kilku minut sukcesywnie zwiększając czas,
- polecam omijać delikatną okolicę - dekolt oraz biust z tego względu, że skóra w tych miejscach jest cieńsza przez co łatwiej ją podrażnić.


Szczotkowanie ciała - ale po co?
Wśród najważniejszych korzyści wyróżnia się przede wszystkim:

- zapobieganie wrastaniu włosków po depilacji,
- odporów i złuszczenie martwego naskórka,
- rozbicie obszarów nagromadzonej tkanki tłuszczowej,
- polepszenie krążenia,
- przyspieszenie metabolizmu, przez co przez skórę szybciej uwalniają się szkodliwe substancje,
- skóra staje się gładka, poprawia się jej koloryt, ujędrnia się.blokowanie 

Szczotkuję swoje ciało już dobre kilka tygodni. I pomimo tego, że przez jakiś czas robiłam to nieregularnie efekty są widoczne. Przede wszystkim poprawiła się jędrność ciała. Jest miękka, jednorakiego kolorytu. Jako, że nie jest mi obcy problem wrastających włosków mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że ten masaż spowodował ich znaczne ograniczenie. Starałam się szczotkować ciało co dwa dni, ale jak już wspominałam nie zawsze byłam w tym regularna. A efekty przekroczyły moje wszelkie oczekiwania.

A Wy, miałyście kiedykolwiek kontakt ze szczotkowaniem ciała na sucho? Może macie jakiś inny, równie skuteczny sposób?


LamakeupebellaxGlamShop [pierwsze wrażenie]

LamakeupebellaxGlamShop [pierwsze wrażenie]


Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Ciebie z pierwszym wrażeniem jeszcze cieplutkiej palety. Jest to efekt współpracy Youtuberki - Zuzi Lamakeupebella oraz GlamShopu. 
GlamShop od samego początku słynie z bardzo dobrych jakościowo cieni, w bardzo przystępnych cenach. Jakość tych produktów niejednokrotnie porównywana jest do światowych marek. Od pewnego czasu firma współpracuje z Youtuberkami i makijażystkami, które pod skrzydłami GlamShopu mają możliwość wydania swojej palety. 

Poprzednie edycje nie wywarły na mnie wrażenia. Zuzię - jako osobowość internetową - bardzo lubię. Lubię jej sposób przekazywania informacji o produktach, lubię w niej jej naturalność oraz to, że oglądając jej filmy mam wrażenie, że siedzę na kawie z koleżanką. Nie ma jakiegoś sztucznego nadęcia w prezentowanych przez nią treściach. Wszystko jest naturalnie. 
Rzeczą, która nieodłącznie kojarzy mi się z tą twórczynią jest również styl boho. Chyba nie znam osoby, która ta perfekcyjnie [wizualnie] wpisuje się w ten styl.
Paletka BOHEMA na rynku kosmetycznym pojawiła się 13.05.2020 i tego samego dnia wyprzedał się jej 4000 nakład. W GlamShopie można było kupić limitowany zestaw - bo oprócz palety Zuzia proponuje nam zestaw do ust lub poszczególne części samodzielnie.
Z informacji podawanych przez samą autorkę jak i sklep wynika, że paleta wróci do sprzedaży w czerwcu!

Bardzo byłam podekscytowana tą współpracą. Wiedziałam, że paletkę kupię. Jednak po pierwszych zdjęciach wnętrza nie byłam do końca przekonana, czy to paletka dla mnie. Najwidoczniej była to wina filtra nałożonego na zdjęcie przez co wszystkie kolory były dziwnie jasne. Pod wpływem impulsu i wewnętrznej sympatii do Zuzi zdecydowałam się na cały zestaw.

Jeśli miałaś kontakt z cieniami z GlamShopu może bardzo zdziwić Cię nowa struktura cieni matowych. W dotyku są dziwnie tępe, jednak ma to ograniczyć tzw. osyp cieni. Błyski są genialne! Generalnie paleta na żywo wygląda milion razy lepiej niż na zdjęciach. 

Kolory cieni - po raz pierwszy - nazwane są nazwami anglojęzycznymi. A tak naprawdę są to nazwy własne różnych miejsc na świecie. Czytając je, aż ponownie zamarzyłam z utęsknieniem za podróżami!
Niestety aparat telefonu nie oddaje prawie kompletnie kolorów tej palety! 

Jeśli chodzi o produktu do ust bardzo zdziwiła mnie miękkość kredek do ust.


Przyzwyczajona faktem, że kredki drewniane są zazwyczaj tępe i ciężkie w użyciu, te rozsmarowują się jak masełko. Błyszczyk, na swatchu, jest dziwnie klejący. Jednak nie będę oceniać go z góry - przetestuję i wrócę z opinią tych produktów.


Paczka przyszłą pięknie zapakowana. Udało mi się również dostać przepiękny liścik podpisany przez Zuzię. 

Opakowanie jest proste, ale bardzo efektowne. Bardzo przypominające mi styl Lamakeupebella.

Jestem ciekawa co sądzisz o tej współpracy :)

[Z SZUFLADY]

[Z SZUFLADY]


Cześć!
Jako, że po (re)starcie bloga uległa zmianie - ale tylko trochę - tematyka, postanowiłam wprowadzić serię Z szuflady. Kiedyś pisałam bardzo dużo tekstów do szuflady. Trochę już brakuje w niej miejsca, dlatego chciałabym podzielić się z Wami chociaż częścią moich opowiadań. Przez wiele lat osiągałam mniejsze bądź większe sukcesy na arenie lokalnej i ogólnopolskiej. Wyżywanie się artystycznie w takiej formie towarzyszyło mi wiele lat.
Ba, swoją przygodę z blogowaniem zaczynałam (z dobrych 10 lat temu) od publikowania swoich wymyślonych historii. Nawet nie wiem czy obecnie istnieje coś takiego!
Teraz historia zatacza koło...
Nie wiem na ile ta seria się przyjmie. Nie wiem też w jaki sposób wy przyjmiecie ten pomysł. W końcu bardzo duża część moich czytelników to beauty blogerki.
Niemniej dzisiaj, z drżącym sercem, chciałabym zaprosić Was na pierwszą część historii mojego autorstwa.


(...) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego,
co dla nich najgorsze.
~ J.K.Rowling Harry Potter i Kamień Filozoficzny


Obecnie

Promienie słońca przedzierały się między antycznymi budynkami Mediolanu. Klara wynajmowała niewielki pokój z dala od centrum. Oprócz łóżka i niewielkiej szafy, w pomieszczeniu znajdowało się wolno stojące lustro.
To przed nim, niemal codziennie, szykowała się do pracy.
W skupieniu nakładała czerwoną szminkę, która wykańczała jej pracowniczy dress code. Jak zaprogramowana maszyna, wyczesywała włosy, upinając je w wysokiego koka. Na głowę założyła charakterystyczny toczek. Sprawnym ruchem poprawiła marynarkę, rzucając ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze.
Wyglądała perfekcyjnie.
Stewardesą, była od ponad dziesięciu lat. Zrezygnowała z marzeń o wyższym wykształceniu, po maturze aplikując od razu do linii lotniczych. Po tygodniach wylanych łez, przyzwyczaiła się do samotności poza granicami Polski.
Jej macierzystą bazą od samego początku był Mediolan. Jednak gdyby ktoś poprosił ją o krótki spacer po mieście, raczej nie byłaby w stanie tego zrobić. Była uzależniona od latania. Od startów i lądowań. Małe miało znaczenie to, co znajdowało się na ziemi. W chmurach odnajdywała spokój ducha.
Pomimo wczesnej godziny, na lotnisku panował gwar. Uwielbiała, dumnie kroczyć pomiędzy ludźmi, ubrana w mundur. Czuła się wtedy taka ważna, potrzebna. Ciągnąc za sobą niewielką walizkę, przedzierała się przez tłum.
Spóźnieni pasażerowie próbowali dotrzeć na czas do swoich punktów odpraw. Życie na lotnisku toczyło się zupełnie innym torem, niż to poza jego murami. Każdy z pasażerów miał swoją historię. Niektórzy wracali stęsknieni z emigracji do swoich rodzin, jeszcze inni wyruszali w podróże swojego życia. A byli też tacy, którzy siedząc, gdzieś w kącie ogryzali paznokcie, modląc się żeby koszmar lotu już dawno się skończył.
Stanęła w kolejce w zaprzyjaźnionej sieciówce sprzedającej kawę. Nigdy nie miała czasu, żeby wypić ją w mieszkaniu. Czekając na swoją kolej, obdarowywała wszystkich szczerym uśmiechem. Nie raz czuła na swoich plecach czułą wzrok gapiów, którzy gdzieś ukradkiem próbowali robić jej zdjęcie, którym później chwalili się wszystkim członkom swojej rodziny. Jednak tym razem, wpatrzony w nią wzrok nie ustępował. 
Był nachalny i przeszywający ją do szpiku kości.
Odwróciła się, by upomnieć osobę. 
Długo nie mogła jej zlokalizować, ale gdy ich wzrok w końcu się spotkał, zamarła.
Tłum ludzi gromadził się nad tablicą odlotów. Pasażerowie w panice szukali swoich lotów, przystając tam na moment i ruszając w dalszą drogę. Pomiędzy nimi, zawieszony między światami, stał mężczyzna z dzieckiem na ręku. 
To właśnie jego wzrok sparaliżował jej dalsze ruchy.
Po tysiąckroć wolałaby nie wiedzieć, kim jest.

Uff, i tyle! Albo aż tyle. Jestem bardzo ciekawa jak zaopatrujecie się na taką formę blogowania. Być może stanie się dla niektórych z Was możliwością, chociaż na chwilę, oderwania od obowiązków dnia codziennego.

Denko kosmetyczne [KWIECIEŃ 2020]

Denko kosmetyczne [KWIECIEŃ 2020]


Cześć!
Dzisiaj chciałabym poopowiadać Ci trochę o kosmetykach, które zużyłam w kwietniu. Tylko jeden kosmetyk, z listy którą Ci przedstawię wyrzucam, ponieważ skończył się mu termin do zużycia.
Zacznę od makijażu, bo tych produktów zawsze jest mniej.

Makijaż

Puder bambusowy od Ecocery
Lubię matową twarz. Przez wiele lat używałam pudrów w kamieniu (w tym słynnego Rimmela), jednak od pewnego czasu gustuję w pudrach sypkich. Jako, że moja cera przez kilak ostatnich miesięcy była bardzo kapryśna szukałam alternatyw również w kosmetykach do makijażu. Puder od Ecocery nie był najgorszy. Nie zapychał porów, przez co nie pojawiały się na mojej twarzy żadne nowe pryszcze. Nie do końca zadowalał mnie efekt zmatowienia. Miałam wrażenie, że skóra w strefie T miała tendencję do większego wyświecania się. Jednak na tę porę nie znalazłam lepszego produktu, który mógłby zastąpić ten puder.
Gosh - Brow Kit
Paletkę Brow Kit od Gosha mam już nie powiem ile i w końcu nadszedł jej kres. Ja mam wersję 01 i tak naprawdę przez ten cały czas używałam tylko jednego odcienia do podkreślenia brwi. Zdecydowanie najbardziej lubię taką formę podkreślenia tego elementu twarzy. We wszelkiego rodzaju pomadach mam wrażenie, że moje brwi są zbyt mocno przerysowane. Nie wiem czy kiedyś wrócę do tej paletki, bo osobiście nie widzę sensu posiadania 4 odcieni, skoro używam tylko jednego.


Eveline Cosmetics - Celebrites
Zdecydowanie to mój ulubieniec w kwestii podkreślania rzęs. Nie zliczę, które to już opakowanie tego kosmetyku. Jest tani i może spokojnie stawać w szranki z innymi, wysokopółkowymi kosmetykami. Posiada silikonową szczoteczkę w kształcie klepsydry, dzięki czemu możliwe jest pokrycie tuszem wszystkich - nawet tych najmniejszych rzęs.
Loreal - Infaillible concealer
Podobno to hit. Lubię sprawdzać takie "hity" na swojej skórze. W mojej ocenie, niestety, ten korektor jest zbyt ciężki. Brzydko leży pod oczami, nawet jeśli na tę okolicę twarzy damy go naprawdę niewiele. Nie współgra prawie z żadnym pudrem pod oczy, który posiadam w swojej kosmetyczce. Wygląda okropnie. Jakby ktoś zabetonował moją okolicę pod oczami. Stosowany na przebarwienia po pryszczach, niestety też nie leży zbyt dobrze. Wychodzą z niego dziwne, różowe tony które jeszcze bardziej przykuwają wzrok do tych zmian. Nie będę wypowiadała się w kwestii koloru, bo niestety źle go dobrałam. Jest dla mnie trochę za jasny, dlatego odnoszę się tylko do jego formulacji.

Bell Hypoallergenic - Highlight&Bronze Kit by Marcelina Zawadzka
Kochałam tę paletkę za brązer. Był idealny do codziennego podkreślania kości policzkowych. Nie wybijały się w nim pomarańczowe tony, idealnie pasował do mojej jasnej cery. Niestety nie bardzo przepadałam za roświetlaczami z tej paletki. Pomimo możliwości wyboru - bo w paletce znajdowały się aż 3 różne odcienie rozświetlacza - żaden nie wywarł na mnie wrażenia. W ich formule delikatnie przebijają dość duże drobiny. Wolę jak rozświetlacz daje jednolitą taflę. Gdyby bronzer był dostępny solo - kupowałabym do końca życia. Jednak do samej paletki nie wrócę.



Pielęgnacja


Nature Queen - żel do mycia twarzy Aloes&Lotos
Delikatny żel do codziennego mycia twarzy. Nie powodował u mnie podrażnienia, ani nadmiernego wysuszenia. Nie pienił się praktycznie w ogóle. Pompka działała bez zarzutu, dozując odpowiednią ilość produktu. Zapach z początku bardzo ciekawy, jednak pod koniec używania delikatnie mnie męczył. Myślę, że kiedyś z chęcią wrócę do tego produktu.
Nivea - żel do mycia twarzy do cery tłustej i mieszanej
Kupiłam, bo musiałam. Staram się unikać wielkokorporacyjnych marek i szukać produktów z ciut lepszym składem. Nivea, jak to Nivea. Żel oczyszczał twarz, zostawiając ją aż tępą z czystości. Bardzo nie lubię tego efektu. Skóra była wysuszona i potrzebowała większej dawki nawilżenia. Jeśli nie będę musiała, nie kupię ponownie.












Nature Queen - hydrolat oczarowy
Bardzo go polubiłam. Przez stosowanie peelingu kawitacyjnego w domu zużywam takich produktów zdecydowanie więcej, niż przy normalnej pielęgnacji. Bardzo lubię zapach w tym kosmetyku - ziołowy, jednak nie przyprawiający o odrzucenie czy ból głowy. Z pewnością nie jest to moje ostatnie opakowanie.












Holika Holika - 99% żel aloesowy
Moja skóra przez kilka ostatnich miesięcy tolerowała tylko jeden kosmetyk - żel aloesowy. Nie zliczę ile opakowań tego żelu zużyłam zarówno w pielęgnacji całego ciała, jak i w pielęgnacji cery. Genialnie nawilżał, nie powodując zapychania skóry. W mojej łazience to kosmetyk obowiązkowy.












India - szampon do włosów z olejem z konopi
Szampon, który sprawił, że zapomniałam czym jest codzienne mycie włosów.  Kiedyś - z racji przetłuszczania się skóry głowy - góra co drugi dzień myłam włosy. Przy stosowaniu tego szamponu ograniczyłam mycie do 4-5 dni. Produkt jest bardzo wydajny. Mocno się pieni. Nie wyczuwam w nim zapachu. Nie zamierzam z niego rezygnować.











Kallos Botaniq - Superfruits odżywka z ekstraktem z jagodami goi
Jest to chyba najdroższa i zarazem najmniejsza wersja Kallosa jaką używałam. Jednak działaniem nie różni się niczym od tych litrowych odżywek. Nawet tamte są bardziej na plus, bo niestety dołączona do kosmetyku pompka nie wydobywa całego kosmetyku do końca. Co do działania - łatwiej rozczesywały się po niej włosy po myciu. I nic więcej. Szału nie było. Znam lepsze produkty do odżywienia włosów.










Mokosh Cosmetics - Brązujący balsam do ciała i twarzy
Jako właścicielka bladej karnacji, która opala się na czerwono w zeszłym sezonie letnim przetestowałam kilkanaście produktów samoopalających. Ten produkt zbierał najlepsze opinie. Jednak w mojej ułomności co do nakładania samoopalaczy (czy balsamów brązujących) nadal powodował smugi i plamy. Dawał subtelny odcień przybrązowionej skóry. Wyglądał naturalnie i przede wszystkim miał genialny zapach pomarańczy z cynamonem. Był również bardzo wydajny. Niestety z racji krótkiego okresu ważności (6 miesięcy od otwarcia) musiałam go wyrzucić.








Dove - antyperspirant o zapachu kokosa i jaśminu
Jezu, jak on pachniał! Genialnie. Jak taka nienachalna pinacolada. Dla mnie, fanki takiego zapachu, był to raj. Co do działania też nie mam zastrzeżeń. Jeśli spotkam, gdzieś tę wersję zapachową chętnie do niej ponownie wrócę.












Marion - krem-maska do rąk o zapachu miodowego piernika
Nie mogę się przyczepić do działania tego kremu. Używałam go głównie na noc. Nawilżał, ładnie pachniał. Chociaż miłośniczki lekkich, delikatnych zapachów mogą tego kremu nie polubić. Jest bardzo, ale to bardzo, mocno naperfumowany.















Jestem bardzo ciekawa czy znasz któryś z wykończonych przeze mnie kosmetyków - jak sprawdzał się on u Ciebie?

Zapraszam serdecznie na profil na IG


Copyright © 2014 Lifestyle by Miritirllo , Blogger