Mythic oil, o co tyle szumu?

Mythic oil, o co tyle szumu?

Jakiś czas temu zaczęłam pisać ten post. Dzisiaj - aby wydobyć olejek z buteleczki - muszę się nagimnastykować. Co prawda na początek zdecydowałam się na wersję 30 ml, to mam wrażenie, że używam jej wieki. Tak - 2 miesiące stosowania jednego kosmetyku to dla mnie jak zdobycie K2 zimą. Niemożliwe, a jednak.


Mythic oil jest chyba jednym z najbardziej rozsławionych kosmetyków w świecie włosomaniaczek. Ja sięgnęłam po niego pierwszy raz. Oczekiwałam cudów? Nie. Bo wiem, że stan moich włosów w jakiś sposób jest uwarunkowany genetycznie. Możecie wierzyć albo nie - włosomaniaczką byłam. Dzielnie walczącą o swoje włosy, z milionem pytań od różnych osób: "czego ty jeszcze na włosy nie nałożysz".  SLS, SELS, PEGi i inne emolienty. Wszystko to przerobiłam na sobie. Stan włosów się nie zmienił. A skąd wiem, że nic się nie zmieni? Moja mama- posiadaczka równie ogromnej liczby włosów oraz takich samych problemów. W tym przypadku pielęgnacja również niewiele zdziałała. Zatem po cudach jakie miałam zobaczyć przez 3 lata włosomaniactwa, a które się nie ziściły wiedziałam, że Mythic oil może skończyć w kartonie kosmetyków do wykończenia "kiedyś".
Może w skrócie opiszę moje włosy - nuż widelec, też ktoś takie ma:

Opis moich włosów
Długie. Falowano-kręcone, wysokoporowate, puszące się z wrażliwą skórą głowy, łatwo przetłuszczającą się. Mocno wysuszone, ze skłonnością do łamania się. Prostownica, suszarka, lokówka - od ponad 4 lat używane "raz na ruski rok".


Co obiecuje producent?Inspirowany orientalnymi tradycjami, olejek Mythic Oil natychmiast i dogłębnie odżywia włókno włosa dla zapewnienia promiennego blasku i poskromionych włosów. Jest nasycony olejkiem z awokado i olejkami z pestek winogron. Każdy rodzaj włosów czy najmodniejsza fryzura będą wyglądać lepiej dzięki kilku kroplom tego luksusowego olejku do włosów.


Główne składniki:Olejek z awokado i pestek winogron dla uzyskania luksusowo odżywionych, głęboko nawilżonych i wypełnionych włosów za sprawą orientalnych rytuałów.
Oprócz wspomnianych wyżej składników olejek ten napakowany jest silikonami - jednak taka jest jego rola.W końcu to serum silikonowe.

Moje wrażenia:
Olejek zamknięty jest w szklanej buteleczce. Ja posiadam wersję 30 ml, jednak z pewnością skuszę się na większą pojemność. Szkło jest na tyle grube, że po spotkaniu z podłogą nie pęka. Zapach w żaden sposób nie jest drażniący - przyjemny, nieutrzymujący się na włosach, jednak nie przeszkadza mi to. Jeśli chodzi o efekty to z pewnością włosy są nawilżone oraz nabłyszczone. Niweluje napuszone włosy oraz dociąża je, przez co wyglądają genialnie.Na moich włosach ciężko przesadzić z tym olejkiem i często nakładam nawet 4 pompki na wilgotne włosy. Olejek ten świetnie współpracuje z włosami wilgotnymi jak i suchymi. Nie pozostawia tłustych plam, a włosy niemalże go piją.
Biorąc pod uwagę moją skromną pielęgnację włosów - ten olejek ratuje mi tyłek, kiedy włosy są w naprawdę złym stanie.

Znacie ten olejek? Uważacie go za kultowy?

Poznaj markę: Makeup Revolution

Poznaj markę: Makeup Revolution

Moja makijażowa kosmetyczka rozrasta się ostatnio w przeogromnym tempie. Z podkładowego minimalizmu znowu weszłam w nadmiar produktów w tej dziedzinie - ale co zrobić jak tyle rzeczy kusi?

Dzisiaj chciałabym się skupić na marce, która w ostatnim czasie stała się chyba moją ulubioną marką kosmetyczną. Mowa tutaj o Makeup Revolution i wszystkich jej rozgałęzianiach. Lubię sięgać po te kosmetyki, bo są tanie a ich jakość jest przegenialna. Jak do tej pory - wszystkie kosmetyki, które kupiłam (czy to poprzez drogerię internetową cocolita czy bezpośrednio ze strony TamBeauty) żaden nie okazał się bublem.

Makeup Revolution Fast Base Stick Foundation w odcieniu F2

Podkład w stickiu, który na zagranicznym YouTubie ma już swoich fanów. W polskich drogeriach jeszcze niedostępny, jednak nie potrafiłam wytrzymać do premiery i zamówiłam go prosto ze strony producenta z Wielkiej Brytanii. Ja wybrałam odcień F2, który przeznaczony jest do skóry z żółtymi tonami. Kolor jest  jasny i trochę obawiałam się dobierając go przez internet. Jednak jest niemalże idealny. Jest to bardzo mocno kryjący podkład, szybkozastygający. Nie polecam zrobić sobie kilku kresek na twarzy i po chwili zabrać się za jego rozcieranie, bo nie jest to wręcz możliwe. Trzeba bardzo szybko wpracowywać go w skórę. Na mojej tłustej skórze starł się z okolicy skrzydełek nos oraz generalnie z całego nosa z racji tego, że noszę okulary. Nie polecam utrwalać go pudrem z Ecocery - ryżowym - gdyż na czole mi się zważył. Generalnie mam problem z tym pudrem, bardzo często nie współpracuje z podkładem. W momencie kiedy sięgam po inny puder wygląda idealnie. Świetnie rozciera się go gąbeczką lub zbitym pędzlem do podkładu. Po nałożeniu - jeszcze przed przypudrowaniem - daje matowe wykończenie. Nie zauważyłam żeby utleniał się z twarzy. Bardzo podoba mi się forma jego aplikacji. W końcu nie jestem brudna od podkładu!



Makeup Revolution Conceal & Define Concealer  C1

Zdecydowałam się na najjaśniejszy odcień, chociaż czytałam opinie, że wcale taki jasny nie jest. Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jego odcień w naturalnym świetle. Korektor ten przeznaczony jest dla osób z naturalnymi tonami skóry. Stosowałam go jedynie jako korektor pod oczy. Jest to ciężki produkt - bardzo podobny do kamuflaży w płynie od Catrice. Nie ciastkował się pod oczami. Jednak znacznie wysuszał tę okolicę. Nie mam problemu z suchą skórą wokół oczu, jednak po użyciu tego korektora musiałam trochę mocniej nawilżyć ją. Mówi się, że jest tańszym odpowiednikiem korektora od Tarte - niestety nie mam porównania, bo nigdy go nie miałam.
Od góry korektor C1, poniżej podkład F2

Makeup Revolution Bake and Finish Powder

Puder przeznaczony jest do utrwalania korektora pod oczami i generalnie do utrwalania podkładu na twarzy. Nie jest to produkt stricte matujący, jednak sprawdza się w tej roli rewelacyjnie. Dużo lepiej niż wspomniany wcześniej puder z Ecocery. Cera jest długo matowa i jest to raczej taki sztuczny mat - ale ja taki lubię, co zrobić. Jedynym minusem jest jego mała zakrętka - nie mam gdzie wysypać pudru by następnie poprać go pędzlem. Puder jest bardzo drobno zmielony - niemalże jak mąka.


Makeup Revolution Life on the Dance Floor Guest List Lipstick - Stiletto

Zakochałam się w tej pomadce. Zawsze twierdziłam, że kolory w odcieniach nude nie są dla mnie. Bo jestem za blada, bo wyglądam w nich trupio - zawsze coś i zawsze sięgałam po bardzo mocne i wyraziste kolory. Jednak od momentu kiedy noszę różowo-fuksjowe okulary tak mocne odcienie nie pasują do mnie. Dlatego ogromnie się cieszę, że kupiłam tę pomadkę. A kupowałam ją z myślą o mojej mamie. Niestety - pomadka nigdy do niej nie trafiła. Za to trafia codziennie na moje usta. Genialna. Matowa, w chłodnym odcieniu. Pomimo jedzenia i picia nie ściera się. Jest delikatna jak masełko,świetnie sunie po ustach. Niestety jej jednym minusem jest to, że bardzo wysusza usta.

Makeup Revolution Life on the Dance Floor VIP Lipstick - Exclusive

Kolejny nude, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Również jest to matowa pomadka, jednak jest delikatnie cieplejsza. Wpadająca w różowe tony. Trwałość równie rewelacyjna. Jeśli chodzi o opakowanie to wprzypadku obydwóch pomadek jest to bardzo cieniutki plastik inspirowany opakowaniami pomadek MAC. Trzeba uważać, aby przypadkowo nie zgnieść jej w torebce.

I Heart Makeup I ♡ Chocolate - Chocolate Elixir Palette

O tej paletce było już na blogu chyba ze cztery razy. No, ale niestety nic na to nie poradzę, że tak ją wielbię. Moje umiejętności pod względem makijażu oka nadal nie wzrosły, ale bardzo lubię podkreślić powiekę nawet jednym kolorem. Genialne, matowe cienie. O rewelacyjnej trwałości na oku - pomimo mojej tłustej powieki w żaden sposób nie wchodzą w załamania czy ścierają się szybciej.

I Heart Makeup I ♡ Chocolate - Rose Gold

W foliowych cieniach z tej palety jestem zakochana. Tak bardzo żałuję, że pomimo tego, że nałożę je na powiekę nic ich nie widać. Ze względu na moją opadającą powiekę. Niestety. Nadal szukam jakiś instruktaży dla tego typu powieki. Na wszystkie które trafiałam jakoś do mnie nie przemawiają - może wy znacie jakieś filmy, blogi czy blogerki, które opisywały kiedyś aplikowanie cieni właśnie na tym typie powieki? Będę bardzo wdzięczna za polecenie.

Pisząc ten post uświadomiłam sobie, że jeszcze rozświetlacz, bronzer i tusz i będę mogła zrobić makijaż jedną marką. Tak jak już wcześniej wspominałam bardzo ją lubię ze względu na to, że nie jest droga, a jakość kosmetyków jest naprawdę bardzo dobra.

Jestem bardzo ciekawa jaka marka kosmetyczna dominuje w Waszych kosmetykach!
Nowości ostatniego miesiąca

Nowości ostatniego miesiąca

Dawno nie było postu na blogu. To fakt, jednak nie oznacza to, że blog przestał istnieć. Nie chcę go tworzyć z przymusu, bo to nie chodzi o to. Jednak te wszystkie zawirowania w internecie sprawiły, że musiałam odpocząć. I to nawet nie chodzi o to, że nie dostałam się na Meet Beauty - na Meet Beauty świat się nie kończy ;D i nawet nie chodzi o to, że mam shadowbana na instagramie. Po prostu przerwa i świeże spojrzenie na bloga było mi potrzebne od dłuższego czasu.

Dość narzekania, czas na właściwy post.

Dzisiaj chciałabym się rozliczyć z mojej niedawnej wishlisty. Dla tych, który nie czytali tego posta, przypomnę, że stworzyłam wishlistę aby ograniczyć kupowanie kosmetyków, tylko dlatego że jest na nich napisane, że są w promocji.  W planach miałam niewiele kosmetyków, jednak czy udało mi się nie skusić na coś jeszcze?

W planach miałam 4 rzeczy: 2 paletki Makeup Revolution, paletkę do konturowania z Sephory oraz lakier do paznokci z Indigo.

Z ręką na sercu mogę wam przyznać, że całej wishlisty nie zrealizowałam. Nie kupiłam lakieru Indigo tylko dlatego, że cena przesyłki mnie zabiła (15 zł za zamówienie jednego lakieru kompletnie mi się nie opłacało, a stacjonarnie niestety nigdzie w okolicy nie mam możliwości kupienia tego produktu).
Niestety paletkę Elixir zahaczyłam paznokciami, co jest widoczne na powyższym zdjęciu 

Jeśli chodzi o paletki to pierwszą na jaką się zdecydowałam była paletka I herat Makeup Chocolate Elixir. Zachwyciła mnie matowymi cieniami. Nie jestem wirtuozem jeśli chodzi o malowanie powiek, ze względu na moją mocno opadającą powiekę, ale tymi cieniami delikatnie podkreślam oko codziennie. Zdecydowanie to był trafiony zakup. Genialna kolorystyka - idealna do stworzenia makijażu na dzień i podrasowania go na wieczór. Jeśli chodzi o trwałość, to nie mam tutaj zastrzeżeń.
Z kolei paletkę I heart Makeup Chocolate Rose Gold kupiłam niedawno - na promocji w drogerii cocolita.pl. Co mogę o niej powiedzieć? Boże, jaka ta paletka jest genialna! A cienie foliowe przechodzą najśmielsze oczekiwania. Cudo!

Paletkę do konkurowania z Sephory udało mi się dorwać na grupie na Facebooku za trochę niższą kwotę niż w perfumerii. Szczerze mówiąc, nie sięgam po nią jakoś bardzo często. Jest dobra, ale nie zachwyca. Być może dlatego, że w mojej kosmetyczce pojawiły się dwa inne bronzery...
Tak, oprócz paletki dałam się skusić na bronzer z Kobo, z promocji za 9,90 - usprawiedliwia mnie to? Nie wiem. Odcień który wybrałam, mam wrażenie, że pasuje do słowiańskiej urody. Bardzo chłodny, idealny do lekkiego konturowania.
Od góry:Kobo, Nyx, Sephora

Skusiłam się również na słynny róż NYX Taupe, który w Youtubowym świecie używany jest do konturowania. Szczerze mówiąc? Bez szału. Na mojej twarzy bardzo wyraźnie przebijają różowe tony z tego bronzera. Nie wygląda jakoś tragicznie, ale nie zachwyca.

Zaopatrzyłam się również - promocji w Hebe 1+1- w tusze od Eveline. Nie wiem dlaczego nigdy wcześniej ich nie miałam! Jest to naprawdę rewelacyjny tusz. Świetnie wydłuża i podkreśla rzęsy, nie osypuje się. Z całą pewnością poświęcę im oddzielny wpis.

Na cocolicie, gdzie w promocji -30% była marka Makeup Revolurion zaopatrzyłam się w dwie pomadki w odcieniu nude. Bałam się ich, gdyż cały czas powtarzałam, że mi nude nie pasuje. Bardzo dobrze czuję się w mocnych, ciemnych odcieniach na ustach, jednak kolor Stiletto sprawił, że codziennie sięgam po tę pomadkę. Odcień Exclusive jest delikatnie cieplejszym kolorem, jednak też świetnie wygląda.
Od góry: Exclusive, Status single, Stiletto

Będąc w temacie pomadek, na jednej z grup facebookowych, udało mi się kupić pomadkę z limitowanej edycji Nabli Love Kit. Z całego zestawu spodobał mi się tylko jeden odcień:  Status Single. Przepiękny jagodowy kolor, jednak kompletnie nie pomyślałam o tym, że będzie gryzł się z moimi oprawkami okularów, które są w tym samym kolorze. Soczewki zamówione, więc będę częściej nosić tę pomadkę!

Skusiłam się również na dwa pudry: ryżowy z Ecoery oraz puder z Makeup Revolution Ghost Finish. Do tej pory przetestowałam tylko ten pierwszy - świetnie utrzymuje mat, ale pyli przeokropnie! I mam wrażenie, że nie do końca współpracuje z podkładem Loreal True Match 1N, który również kupiłam nieplanowanie.

Nie macie wrażenia, że post przesycony jest marką Makeup Revolution? Nie? To świetnie, bo na tambeauty zamówiłam - jednak przesyłka jeszcze do mnie nie dotarła - obecnie wyprzedany wszędzie korektor Conceal&Define Concealer oraz niedostępny jeszcze w Polsce podkład w sticku Fast Base Stick Foundation .
Swatch foliowych cieni z Rose Gold

A gdyby było mało, na dokładkę zamówiłam ChillBoxa, bo to chyba jedyne pudełko, które nigdy nie zawiodło mnie swoją zawartością. Jego wysyłka będzie około 10 marca, ale wspominam o nim, bo jakby nie patrzeć był to zakup ponad to co chciałam.

Jeśli chodzi o pielęgnację to do koszyka, całkiem przypadkowo i niespodziewnie, wpadły mi dwie glinki z Nacomi (czerwona i zielona) oraz czarne mydło.

Więcej grzechów nie pamiętam.
Nie żałuję.

*Post pisany trochę z przymrużeniem oka ; )*
Copyright © 2014 Lifestyle by Miritirllo , Blogger