LilyLolo: PODKŁAD + FLAWLESS MATTE=DUET IDEALNY?

LilyLolo: PODKŁAD + FLAWLESS MATTE=DUET IDEALNY?


Podkłady bardzo często kojarzą się z czymś ciężkim, brudzącym oraz pozostawiającym na twarzy nieprzyjemną warstwę. Latem, gdy dochodzą wysokie temperatury i pomieszczenia bez klimatyzacji, cera pod taką warstwą przeżywa małe piekło. A gdy jeszcze przypudrujemy je warstwą pudru matującego?
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o mojej letniej relacji z dwoma kosmetykami. Podkładem i pudrem mineralnym od Lily Lolo.
Produkty mineralne były dla mnie totalną abstrakcją. Owszem miałam kilka podejść do tego typu kosmetyków jednak nie satysfakcjonowały mnie one. Byłam przyzwyczajona do tego, że moja niedoskonała cera nie jest w 100% przykryta. Że widać każdy pryszcz i każde przebarwienie po nim. Oznaczało to, że skoro ja to widzę to każdy inny też będzie tę niedoskonałość widział.
Czas mijał, a stan mojej skóry się poprawiał. Postanowiłam dać kolejną szansę - tym razem produktom od LilyLolo.
Wybór na stronie dystrybutora jest ogromy - ja z pomocą pani Aleksandry wybrałam kolor idealny. To jest chyba pierwszy raz kiedy wiem, że trafiłam z odcieniem i nie muszę martwić się czy przypadkiem coś mi się nie odcina na szyi. 

Czego oczekiwałam od kosmetyków mineralnych?
Właściwie to sama nie wiem. To tak naprawdę mój pierwszy raz z taką formą. Nie miałam jakiś wysokich wymagań. Głównie zależało mi na tym, żeby odciążyć cerę i nie tworzyć na niej efektu maski. Obawiałam się natomiast tego, że nałożenie pudrowego podkładu i pudru matującego spowoduje, że twarz będzie wyglądać sztucznie pudrowo. Na szczęście nic takiego się nie stało!



Co mówi producent o podkładzie?
Drobno zmielony podkład mineralny z naturalnym filtrem o faktorze SPF 15. Nakładaj go cienkimi warstwami, by uzyskać pożądany efekt krycia. W skład naszych podkładów wchodzą wyłącznie naturalne składniki dzięki czemu skóra jest odpowiednio pielęgnowana, a wypryski i skazy skórne stają się mniej widoczne. Podkłady mineralne Lily Lolo cechuje gładka i jedwabista konsystencja. 

Skład produktu:
Mica (Mika), Zinc Oxide (Tlenek cynku), Titanium Dioxide (Dwutlenek tytanu), Iron Oxides (Tlenki żelaza), Ultramarine Blue (Ultramaryna)
Skład produktu jest naprawdę krótki przez co będzie odpowiedni do każdego rodzaju cery. Nawet tej najbardziej problematycznej. Dobry skład produktu, w tym wypadku podkładu, może nawet redukować te zmiany.

Opakowanie, konsystencja i aplikacja:
Wygląda naprawdę elegancko. Nie omieszkałabym rzec, że nawet troszkę luksusowo. Pomimo tego, że opakowanie jest z plastiku, wykonane jest bardzo solidnie. Mi zazwyczaj wszystko leci z rąk, więc w tym przypadku zarówno podkład jak i puder kilkanaście razy miały bliższe spotkanie z podłogą i wyszły z tego bez szwanku :)
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest to, że po wydobyciu z opakowania odpowiedniej dla nas ilości produktu możemy go szczelnie zamknąć, gdyż to wewnętrzne wieczko jest obrotowe. Mamy pewność, że nic z pudełka nie wyspie.
Konsystencja zdecydowanie pudrowa. Gładka i jedwabista - zgodnie z obietnicami producenta. Obydwa produkty bez problemu rozprowadza się na twarzy.
Jeśli chodzi o nakładanie produktu to zdecydowanie polecam do tego pędzel typu Super Kabuki. Robiłam przedziwne eksperymenty i tylko ten pędzel dawał najlepsze efekty po nałożeniu. Dzięki nim nie było jakichkolwiek prześwitów, niedociągnięć czy plam. Pędzel sam w sobie jest przyjemny: mięciutki, idealnie leży w dłoni. Wykonany jest z syntetycznego włosia. 


Mój odcień idealny to China Doll. Jest to produkt  o bardzo jasnym odcieniu ze zbalansowanym kolorytem dla jasnej i bardzo jasnej karnacji. Posiada naturalny filtr przeciwsłoneczny SPF 15. Mam świadomość tego, że bardzo ciężko kupuje się podkłady przez internet. Jednak moim zdaniem ściąga, która znajduje się na stronie dystrybutora bardzo ułatwia tę decyzję.

Zresztą zobaczcie sami:

Grafika pochodzi ze strony costasy.pl

Działanie (o ile w przypadku podkładu można powiedzieć coś o jego działaniu ; )):
Podkład idealnie stapia się ze skórą. Podkład sam w sobie zapewnia mat, a gdy dołączy się do tego puder matujący również od LilyLolo to jest to mat murowany. Moja cera potrafi wyprodukować naprawdę ogromną i niezmierzoną ilość sebum. W przypadku tych produktów przez kilka godzin trzymana jest ona w ryzach. 
Jeśli chodzi o krycie to tak jak już wspominałam na początku: jeśli macie dużo do ukrycia i jesteście przyzwyczajone do ciężkich podkładów będziecie zawiedzione. Krycie można budować - oznacza to, że każda kolejna warstwa sprawi, że to co chcecie ukryć będzie mniej widoczne. 
Podkład jak i puder nie ważą nie na twarzy, bardzo dobrze się na niej trzymają i równomiernie schodzą z niej.
Wytrzymałość na twarzy? Po kilku godzinach nadal jest widoczny. W bardziej upalne dni potrzebuje przypudrowania, ale to chyba jak każdy inny podkład. Co ważne, nie podkreśla porów. Jest niemalże niewyczuwalny na twarzy, przez co noszenie makijażu jest czystą przyjemnością.
Podkład jak i puder - pomimo tego, że są pudrowe - współpracują z kosmetykami kremowymi. Nie wiem jak u was, ale mi zdecydowanie lepiej wychodzi konturowanie "na mokro". Obawiałam się, że kosmetyki te nie będą się ze sobą dogadywać, ale nic takiego nie miało miejsca.


Okej, ale cały czas mówię o podkładzie - czas chyba na słówko o pudrze.

Puder Flawless Matte jest kosmetykiem o zabójczo prostym składzie: kaolin i mika. Oba te składniki pochłaniają sebum, przez co zastosowanie ich razem tworzy duet idealny. Tak jak już wyżej wspomniałam puder świetnie współpracuje z kosmetykami mineralnymi, sypkimi jak i płynnymi. Jego działanie jest zawsze takie samo - świetne. Puder nie waży się, w bardziej upalne dni wymaga kolejnej warstwy. Nie zapycha oraz nie przesusza skóry. Lepiej nakładać go cienką warstwą - ze względu na swój biały kolor, nałożenie grubachnej warstwy może dość mocno wybielić skórę.
Wydajność zarówno podkładu oraz pudru jest zabójcza. Używam go codziennie, regularnie przez ponad miesiąc a jego nie ubywa. Przy tradycyjnym podkładzie pewnie kończyłabym już tubkę i szykowała się do otwarcia kolejnej. 


Podsumowując: jestem zakochana w produktach mineralnych! Mam ochotę na więcej - bo oprócz podkładów i pudrów na rynku dostępne są już pomadki, błyszczyki, kredki...czego tylko zapragniecie w wersji mineralnej - zdecydowanie lepszej dla skóry. Z całą pewnością będę wracać do tych dwóch (a w zasadzie to trzech, bo przecież jeszcze jest pędzel!) produktów.

Całą ofertę kosmetyczną znajdziecie na stronie costasy.pl


Jestem bardzo ciekawa czy miałyście te kosmetyki: co o nich sądzicie, jak się u was sprawdzały?

Fakt iż otrzymałam te produkty w ramach współpracy nie wpłynął na moja ocenę.
Eveline Slim Extreme 4D Professional

Eveline Slim Extreme 4D Professional


W ostatnim czasie upalne wieczory dają wszystkim w kość - przynajmniej w tej części Polski, gdzie ja mieszkam. Idealnym rozwiązaniem jest wtedy zastosowanie kosmetyku, który posiada właściwości chłodzące. Lubicie takie? Bo ja uwielbiam! O wiele bardziej niż produkty,które mają za zadanie rozgrzewać!
Dzięki akcji testowania z wizaż.pl miałam okazję poznać produkt od Eveline, który przeznaczony jest do body wrappingu.

Co to jest body wrapping?
Body wrapping (czy też body wrap) to zabieg wyszczuplający składający się z dwóch zasadniczych etapów. Podczas pierwszego na skórę nakłada się kosmetyki pielęgnacyjne o działaniu modelującym, ujędrniającym lub antycellulitowym. Natomiast druga część tego zabiegu kosmetycznego polega na owinięciu całego ciała folią spożywczą. Body wrapping umożliwia spalanie tłuszczu i uzyskanie szczupłej sylwetki. Najlepiej połączyć zabiegi body wrapping z ćwiczeniami i dietą odchudzającą, żeby skutecznie walczyć z tzw. skórką  pomarańczową.
Produkt od Eveline można stosować samodzielnie bądź wzbogacony o folię. Ja testowałam oby dwie wersji i zaraz opowiem wam o swoich odczuciach przed i po :) Najpierw co nieco o samym kosmetyku.



Co producent pisze o tym kosmetyku Slim Extreme 4D Professional maska antycellulitowa?
REMODELUJĄCA MASKA ANTYCELLULITOWA to silnie skoncentrowany preparat wyszczuplający, intensywnie ujędrniający i skutecznie likwidujący cellulit. Szczególnie polecany dla osób z nadwagą i odchudzających się, u których skóra jest mało elastyczna, przesuszona, ze skłonnością do wiotczenia.
SILNIE SKONCENTROWANE SKŁADNIKI AKTYWNE: HD BODYFIT™ to składnik aktywny nowej generacji nazywany „rzeźbiarzem” kształtów. Natychmiast usuwa nadmiar płynów i toksyny nagromadzone w komórkach, skutecznie zwalczając wszystkie typy cellulitu i intensywnie ujedrniając skórę.
PRO-SVELTYL zapobiega magazynowaniu tłuszczu w tkankach oraz skutecznie zmniejsza rozmiary komórek tłuszczowych, spektakularnie wysmukla sylwetkę i silnie ujędrnia skórę.
ALGI MORSKIE Corallina Officinalis przyspieszają regenerację komórek oraz zapobiegają wiotczeniu skóry.
PHYTOSONIC™ działa na komórki tłuszczowe z siłą ultradźwięków. Znacząco zmniejsza grubość tkanki tłuszczowej nawet w tak problematycznych okolicach jak uda, pośladki i brzuch. WITAMINA B3 (NIACYNAMID) stymuluje syntezę kolagenu i ceramidów w skórze, przywracając skórze gładkość i elastyczność. WYCIĄG Z CENTELLA ASIATICA, w połączeniu z chłodzącym MENTOLEM, poprawia mikrokrażenie, pomaga łagodzić obrzęki.

Produkt przeznaczony jest do pozbycia się skórki pomarańczowej. Osobiście wychodzę z założenia, że aby pozbyć się jej konieczne jest wdrożenie ćwiczeń fizycznych , dobrego peelingu oraz kosmetyku silnie ujędrniającego - o co ciężko na rynku. Samym kosmetykiem nie pozbędziemy się tego problemu - niestety :)


Maska jest bardzo zbita w swojej konsystencji. Bardzo dobrze rozprowadza się po ciele. Nie wchłania się od razu, ale jeśli owiniecie wybrane partie folią spożywczą nie będzie to nie sprawia to żadnego dyskomfortu. Zapach? Przyjemny. Mentolowy. Bardzo rześki. Produkt nawet kolorem nawiązuje do opakowania i całego designu serii - jest w kolorze pastelowej mięty.Jeśli zwracacie uwagę na takie szczegóły to powinnyście być zadowolone.Ja osobiście lubię pochylić się nad takimi "bzdurkami".
Opakowanie to standardowe opakowanie: odkręcane pudełeczko. Do posmarowania nóg wystarczy naprawdę niewielka ilość produktu. Przez co jest bardzo wydajny.

Jak już wspominałam wcześniej stosowałam ten produkt na dwa sposoby:

SAMODZIELNIE
Nakładałam produkt na wybrane partie ciała - w moim przypadku był to brzuch oraz uda - jak zwykły balsam. Używałam wtedy dosłownie odrobinę produktu na posmarowanie całego ciała. Efekt chłodzenia pojawiał się po chwili. A wzmacniał się po przykryciu. Było to naprawdę intensywne chłodzenie, które utrzymywało się około 20 minut. Pierwszy raz spotkałam się z tak długim chłodzeniem. Efekt? Po około 4 zabiegach skóra była wygładzona, ekstremalnie nawilżona, jędrniejsza. Naprawdę wyglądała bardzo dobrze! Zaskoczyło mnie to, ponieważ nawet bardzo nawilżającym balsamem trudno osiągnąć u mnie tak dobry efekt na skórze.


BODY WRAPPING
Na wybrane partie nakładałam grubszą warstwę kosmetyku. Owijałam się folią kosmetyczną i kładłam się pod kołdrę. Efekt chłodzenia był zdecydowanie dłuższy. Tak owinięta leżałam około 45 minut. Jak owijać się folią? Radzę zacząć tam, gdzie nie nakładało się kosmetyku, np. niżej i kierować się ku górze.Owinięcie ciała folią powoduje to, że produkt lepiej się wchłania i jego działanie jest po prostu intensywniejsze. Kosmetyk nie wysycha, powoduje lekki drenaż limfatyczny. Dodatkowo powoduje pobudzenie krążenia krwi oraz limfy.
Ujędrnienie po stosowaniu body wrappingu jest ogromne! Naprawdę byłam zdziwiona, że można osiągnąć taki efekt w warunkach domowych. Dodatkowo uczucie nawilżenia było odczuwalne dzień po wykonaniu zabiegu - pokażcie mi kosmetyk, który czujecie po użyciu go poprzedniego dnia wieczorem. No właśnie...ciężko :)
Ja stosowałam takie kuracje wrappingowe co 3 dni - wiadomo, trzeba mieć na to czas. 45 minut piechotą nie chodzi :) Ważne jest, że po ściągnięciu folii nie zmywamy produktu z ciała. Nadmiar kosmetyku po prostu sam się wchłonie.


Podsumowując, kosmetyk zarówno samodzielnie jak i folią powoduje naprawdę genialne nawilżenie i ujędrnienie ciała. Jednak jest to efekt kiedy regularnie używa się tego kosmetyku.Po odstawieniu go wszystko wraca do "normy".
Body wrapping jest fajnym rozwiązaniem np. przed jakimś wyjazdem,gdzie "zwykły" balsam utrzyma efekt uzyskany przez kosmetyk Eveliune. Czy wrócę do niego? Nie wiem czy moja natura "testowacza" pozwoli mi na to. Jednak Wam z całego serca polecam ten kosmetyk.Kosztuje naprawdę niewiele (23,99 bez promocji), a działa cuda :)

Znacie takie kosmetyki? Lubicie w nich efekt chłodzenia czy rozgrzewania? 

wybaczcie moją mniejszą aktywność na blogu - przygotowuję się do obrony i dni przeciekają mi przez palce - mam nadzieję, że niedługo ulegnie to zmianie i będę dla was regularnie pisać :)
Niszcz Pryszcz - raz a dobrze

Niszcz Pryszcz - raz a dobrze


Kilka tygodni temu na instagramie pokazywałam, że zaczynam testować zestaw Niszcz pryszcz  ziołowy płyn oczyszczająco-normalizujący + Niszcz pryszcz krem na dzień firmy Kosmetyki Dla. Nadszedł czas, żeby co nieco opowiedzieć o tych produktach. Na wstępie może, w skrócie przedstawię historię mojej twarzy.

Walczę z trądzikiem już 12 lat w swoim życiu przetestowałam naprawdę szeroką gamę kosmetyków skierowanych właśnie na takie problemy skórne. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że trądzik nie jest tylko chorobą skóry. Siedzi również w głowie. Często spotykam się z opinią ludzi, że osoby posiadające trądzik nie powinny zakrywać go ciężkim makijażem. Okej - zgadzam się z tym, to tylko pogarsza sprawę. Ale osobie zmagającą się z tą chorobą makijaż daje spokój. Przestaje mieć wrażenie, że ciągle ktoś na nią patrzy i obgaduje jej problem. Ja też tak miałam. Możecie się domyślić, że moja samoocena również była zaniżona. Długi czas musiał upłynąć, żebym wychodziła do ludzi bez makijażu. Teraz - nawet gdy tych wyprysków pojawia się sporo na mojej twarzy - nie mam z tym problemu. Dlaczego napisałam,że trądzik również siedzi w głowie? Bo gdy przestałam maniakalnie się nim zadręczać, stał się mniej widoczny. Istnieją badania naukowe, które mówią o tym, że dieta ma również duży wpływ na stan naszej cery. W badaniach tych wymieniane są jako najbardziej 'trądzikotwórcze' czekolada,jajka czy ostre przyprawy.

Jednak...do rzeczy:


Oba produkty mieszczą się w dwóch bardzo poręcznych opakowaniach. Idealnie leża w dłoni, a dodatkowo ich wielkość pozwala na swobodne zapakowanie ich do kosmetyczki. Naprawdę nie zajmują wiele miejsca! Za co ogromy plus, bo jak wiecie w mojej kosmetyczce jest czasami za dużo rzeczy i cieszę się, kiedy są mniejsze, bo mogę jeszcze więcej do niej upchnąć.

Krem na dzień znajduje się w opakowaniu typu air-less. Pompka dozuje odpowiednią ilość kremu, która starcza na pokrycie całej twarzy. Lubię takie rozwiązania. Wydają mi się bardziej higieniczne, niż tradycyjne słoiczki. W opakowaniu znajduje się 30g kremu. Przez to, że pompka jest tak miarodajna, wydajność tego produktu jest naprawdę wysoka.
Konsystencja kremu też nie jest byle jaka. Jest on naprawdę gęsty. Jednak nałożony na twarz jest bardzo lekki. Nie przetłuszcza skóry oraz jej nie obciąża. Idealnie nadaje się pod makijaż. Zauważyłam, że delikatnie matuje twarz.

Jednak co z obietnicą zniszczenia pryszcza?

Krem z pewnością:
niweluje wypryski - są bledsze, szybciej się goją
odblokowuje pory - przez co w pierwszym okresie użytkowania kremu na twarzy pojawiły się niespodziewane zaskórniki. Ale to co się zatkało, musiało się odetkać. A jedyną drogą do opróżnienia pora jest niestety niedoskonałość na twarzy.
nawilża i łagodzi - jak już wspominałam wcześniej krem wpływa na zmniejszenie czerwoności pryszcza. Wszelkie ślady po nich również szybciej znikają z twarzy. Krem pozostawia twarz nawilżoną.
chroni przed promieniowaniem UV - w składzie znajduje się filtr fizyczny. I pomimo jego obecności krem nie bieli twarzy


Co wchodzi w składzie tego kremu?
Świeży odwar z wierzby- naturalne źródło salicylanów, które regulują proces złuszczania naskórka i ułatwiają dynamiczne wnikanie substancji aktywnych, odpowiedzialnych za utrzymanie odpowiedniego stopnia nawilżenia.
Świeży napar z krwawnika - naturalne źródło azulenu, choliny, soli mineralnych głównie cynku- ma działanie przeciwzapalne, gojące oraz wybielające.
AHA – reguluje proces keratynizacji, udrażnia ujścia mieszków włosowych, przez co w efekcie zmniejsza ryzyko powstawania zaskórników, wspomaga wybielanie śladów potrądzikowych
Glinka kaolinowa -działa jak bibułka wyciągając z porów nadmiar sebum i zanieczyszczeń.
Olej jojoba - lekki, nie pozostawia tłustego filmu na skórze, nie zatyka porów. Wzmacnia struktury cementu międzykomórkowego, co w efekcie zapobiega wysuszaniu skóry
Olej z ogórecznika- naturalne źródło kwasu gamma-linolenowego, którego brak powoduje zaburzenie procesu rogowacenia naskórka. Nie zatyka porów.
D - pantenol, alantoina - zmniejszają stan zapalny, przyspieszają gojenie podrażnionych części skóry.

Niszcz pryszcz ziołowy płyn oczyszczająco-normalizujący przeznaczony jest do cery mieszanej, tłustej, z trądzikiem łojotokowym pojawiającym się niezależnie od wieku. Zadaniem tego płynu jest umycie twarzy, bez użycia wody.
W składzie-  zioła, które bardzo mocno wpływają na woń kosmetyku. Zapach ten wyczuwalny jest chwilę po aplikacji. Z czym on mi się kojarzy? Z syropem na kaszel - zarówno z wyglądu (płyn ma kolor brunatny) jak i zapachu.
Płyn ten przeznaczony jest również do zmywania makijażu wodoodpornego. Produkt bardzo dobrze radzi sobie z usunięciem makijażu. W przypadku mocniejszego, wystarczy chwilkę dłużej przytrzymać wacik przy twarzy i wszystko schodzi ze skóry. Jedynym minusem jaki zauważyłam w przypadku takiego stosowania płynu jest to, że jest średnio wydajny.
Ekstrakty zawarte w płynie miały za zadanie:
  • dokładnie oczyścić skórę
  • zwęzić pory
  • normalizować wydzielanie sebum
  • nawilżać
  • usuwać makijaż wodoodporny
  • łagodzić podrażniane
  • zmywa makijaż wodoodporny


Rzeczywiście skóra po przetarciu była zmatowiona. Lekko ściągnięta, a pory mniej widoczne. 
Obydwa produkty bardzo dobrze spisywały się na mojej twarzy. Z naturalnymi produktami nigdy nie byłam za pan brat, jednak te sprawdziły się wyjątkowo dobrze. Fajnie, że polskie marki tworzą tak dobre jakościowo produkty, w niewielkich cenach.


Jeśli posiadacie twarz z niedoskonałościami, to koniecznie wypróbujcie te produkty. Ja bardzo chętnie wrócę do nich - codzienna pielęgnacja dzięki nim była czystą przyjemnością. Oba znajdziecie na stronie www.kosmetykidla.pl I tak jak wspominałam już wcześniej krem kupicie tam za 29,90zł/30ml, a płyn za 27,90zł/180g. Jeśli nie jesteście fankami zakupów on-line, kosmetyki możecie kupić stacjonarnie w Rossmannie czy Hebe - cała lista sklepów stacjonarnych znajduje się oczywiście na podanej wyżej stronie internetowej.


Znacie te kosmetyki? Jaka jest wasza opinia o nich?
A może chcecie, żebym opisała wam swoją "walkę" z trądzikiem?

PIERRE RENE WILD MARSALA

PIERRE RENE WILD MARSALA


Podczas konferencji Meet Beauty firma Pierre Rene podarowała uczestnikom różne produkty. Jak się okazało kombinacji było wiele. Mi przypadła paletka cieni Wild Marsala, czerwona pomadka Dry Wine oraz podkład Skin Balance w odcieniu 02 Champagne.


Na co dzień sięgam po bardzo delikatnie cienie - brązy, beże. Tylko aby wyrównać koloryt powieki. Preferuję no make up - z wygody i z lenistwa. W końcu przy jasnych odcieniach nie trzeba się aż tak "namachać" pędzlem, żeby rozetrzeć granice i żeby cień po prostu ładnie prezentował się na oku.

W swoich kosmetycznych zbiorach mam obecnie dwie paletki. Tak, tylko dwie! Gotowe paletki zazwyczaj posiadają piękne opakowania, ale gdy przychodzi do malowania zawsze jakiegoś koloru w niej brakuje, nie uważacie tak?

Bardzo spodobała mi się opcja paletki do Pierre Rene, w której sami możemy skomponować swój idealny komplet (oczywiście my dostałyśmy kolory narzucone, jednak według mnie są to wszystkie odcienie, które pozwolą na wykonanie pięknego, naturalnego makijażu). Cienie są wymienne, ponieważ to małe, wyglądające luksusowo cudeńko, to paletka magnetyczna. W puste miejsca możemy włożyć 3 cienie oraz 1 róż. Lubię takie praktyczne rozwiązania - liczba produktów w kosmetyczce od razu się zmniejsza. Poza tym paletka jest tak cieniutka, że zmieścicie ją nawet do bardzo małej torebki ;)

Od lewej: 121,48,03

Paletka została uzupełniona przez Pierre Rene w trzy cienie:
#48
Perłowa biel. Cień w swojej konsystencji jest lekko kremowy. Posiada w sobie coś co genialnie odbija światło. Jeśli kompletujecie bardzo minimalistyczną kosmetyczkę to z pewnością ten odcień nada się do podkreślenia łuku brwiowego, wewnętrznego kącika oka, jak i jako rozświetlacz.
#121
Jeśli chodzi o sprecyzowanie tego koloru  to nie powiem, mam problem. W opakowaniu wydaje się, że jest to bardzo mocno perłowy beż. Jednak po nałożeniu na powiekę przypomina bardziej brąz z nutą rudości czy pomarańczu. Bardzo nieoczywisty kolor. Intrygujący. Zazwyczaj nakładam go na środek powieki.
#03
Ciemny, chłodny brąz. Genialnie wygląda nałożony na nim eyeliner. Kolejny produkt w tej paletce spełniający funkcję 2w1 - można użyć go do wypełniani brwi, jeśli posiadacie tak jak ja, je bardzo ciemne.
Od lewej: 48.121,03 i róż 06

W paletce znajduje się również róż, jednak szczerze mówiąc ja nie użyłam go ani razu w tej formie. Dla mnie jest on za ciemny. Poza tym jako posiadaczka cery tłustej unikam bronzerów i róży, które posiadają w swojej formule brokat.

Jest to róż o numerze:


#6 
Tak jak już wspominałam posiada on brokat. Na stronie producenta znalazłam, że można modelować nim kształt twarzy czy stosować jako cień do powiek. Ja wybieram tę ostatnią opcję. Delikatnie różowo-pomarańczowe tony, świetnie sprawdzają się przy podbiciu makijażu w odcieniach brązu. Co ciekawe produkt ten zawiera filtr przeciwsłoneczny oraz jest hypoalergiczny.



Wszystkie produkty podczas nakładania nie osypują się. Nawet bez bazy wytrzymują na powiece cały dzień. Nie wchodzą w załamania, a intensywność koloru nie zmienia się w ciągu dnia. Kolor można budować poprzez nakładanie kolejnych warstw kosmetyków. Opakowanie produktu jest wykonane z bardzo solidnego plastiku (przestałam liczyć ile to już razy mi spadła!), na tzw. wysoki połysk. Niestety bardzo szybko matowieje i pojawiają się na nim zarysowania. Ale, żeby magnetyzmu było jeszcze więcej paletka z tyłu również posiada powierzenie magnetyczną - testowałam na lodówce, trzyma jak diabli :D


Podsumowując: cienie są naprawdę bardzo dobrej jakości. I tanie, bo taki wkład do paletki kosztuje 9,90 na stronie producenta. Paletka jest wielorazowego użytku, możemy dobierać kolory jak nam się żywnie podoba,a ona nadal będzie świetnie spełniać swoją rolę. Cienie są wydajne - na zdjęciach widzicie produkt prawie po miesiącu używania dzień w dzień. Zużycie znikome. Ja jestem zadowolona z tego produktu i na pewno dokupię sobie jakieś inne kolory, bo kilka wpadło mi w oko.
Jeśli spodobała wam się ta paletka możecie kupić ją, w dokładnie takim zestawieniu jak na zdjęciach ,na stronie Pierre Rene za 43,95 zł.

Znacie produkty Pierre Rene? Co o nich sądzicie?
Copyright © 2014 Lifestyle by Miritirllo , Blogger