Test masek w płachcie: Tony Moly, Holika holika, The Face Shop
12:40
15
beauty
,
holika holika
,
maski w płachcie
,
pokemon
,
recenzje
,
shea butter
,
star wars
,
the face shop
,
tony moly

Moje "obrażenie" się na maski w płachcie trochę trwało. Nijak mająca się do azjatyckich produktów maska w płachcie Origins sprawiła, że z większym zaufaniem nakładam te produkty na twarz.
Co sprawiło, że nie sięgałam po nie?
Przede wszystkim cena. Wydawania kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych na jedną maskę mijało się dla mnie z celem. Zazwyczaj po jednym zastosowaniu nie widziałam efektów. Zazwyczaj są to maski nawilżające, co przy mojej cerze sprawdza się (każda cera potrzebuje przecież tego), jednak częściej muszę ją oczyszczać niż nawilżać. Wkurzało mnie też to,że są za duże na moją twarz, że ześlizgują się z niej i że przez pół godziny muszę leżeć plackiem z uniesioną głową, żeby płachta trzymała się na miejscu.
Maska Origins sprawiła, że: widziałam efekt od razu, była idealnie przycięta i nie spływała mi z twarzy, a te 22 zł wydane na nią nie było przerażająca mnie sumą. Przez co przeszukałam internet i zamówiłam kilkanaście masek - część z nich jest cały czas w drodze do mnie,część z nich przetestowałam, a dzięki paczce od Terii kolekcja ta powiększyła się o kilka sztuk.
Maseczka posiada ekstrakt z kwiatu lotosu. Maska ma nawilżać, jednak oprócz tego zauważyłam, że przynosi ukojenie twarzy. Wszystkie zaczerwienienia są mniej widoczne. Jeśli chodzi o sam płat wykonany jest on z przyzwoitej grubości materiału. Nie rwie się przy rozkładaniu, idealnie dopasowuje się do twarzy. Płyn,w którym namoczona jest maska nie jest klejący. Bardzo fajna maseczka, jednak nie zachwyciła mnie na tyle abym sięgnęła po nią ponownie.
Holika Holika, Shea Butter
Bawełniany płat z którego wykonana jest maska jest bardzo cienki. Powiedziałabym, że przeraźliwie cienki. Przy rozkładaniu maski, niestety porwała mi się w okolicy ust i nosa - pomimo, że robiłam to bardzo delikatnie. Otwory na oczy również dziwnie się wyciągnęły, więc chwilę zajęło mi dopasowanie całej puzzlowej układanki do ładu. Maska jest bardzo mocno nasączona płynem, ścieka on po szyi, a sama maska średnio trzyma się twarzy.
Zaniepokoiło mnie pieczenie po nałożeniu jej na twarz. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką reakcją jeśli chodzi o tego typu produkty. Twarz niestety była zaczerwieniona i to zaczerwienienie utrzymywało się do kolejnego dnia, a następnie samo znikło. Do tej wersji na pewno nie wrócę, jednak z Holika Holika kusi mnie wersja Mango - miał ktoś?
Producent o masce pisze następująco:
Maska Pure Essence Shea Butter: działa odżywczo i regenerująco, dzięki zawartości polifenoli, witamin i kwasów tłuszczowychdziała przeciwstawnio i przeciwzmarszczkowoekstrakt z masła shea tworzy na powierzchni naskórka ochronną warstwędoskonale poprawia elastyczność skórypoprawia ogólny wygląd skóryregeneruje i wygładza
The Face Shop Hydro-Lifting Silver Foil Face Mask - maskę tę kupiłam na ebay. Jak i całą serię masek w płachcie Disneya. Maska ta składa się z 3 kroków:
1) Na oczyszczoną twarz należy nałożyć intensywnie nawilżające serum (step 1)
2) Nałożyć maskę w płachcie na twarz
3) Na okolicę oczy należy nałożyć krem pod oczy (step 3)
Nie lada gratka dla fanek Star Wars, prawda? Maska jest intensywnie nawilżająca. Bardzo podoba mi się trzystopniowy etap działania tego produktu. Maska nie ześlizguje się z twarzy, nic nie ścieka po szyi. Można w niej normalnie funkcjonować. Co jest "gadżeciarskie" w niej? A no to, że maska jest w srebrnym kolorze. Jedyny minus to klejąca się twarz po zastosowaniu.
1) Głębokie oczyszczanie (step 1)
2) Intensywne serum witaminowe (step 2)
3) Maska w płachcie (step 3)
Efekt po pierwszym kroku jest genialny. Idealnie oczyszczona skóra. Miękka, gładziutka idealna do miziania i ciągłego dotykania twarzy. Niestety na taką twarz należy nałożyć klejące się (śmierdzące przy tym) serum, a następnie maskę w płachcie. Sama maska jest idealna - dopasowana, można w niej chodzić po domu i nie martwić się o to, że spadnie z twarzy. Jednak efekt po zastosowaniu maski jest dziwny - twarz cały czas się klei, a kilka godzin po zastosowaniu na twarzy pojawiają się wypryski. Być może to zbieg okoliczności, być może efekt oczyszczania. Nie wiem tego dokładnie, jednak po tę maskę nie sięgnę więcej.
Podsumowując, w tym teście nie znalazłam maski, która zachwyciłaby mnie na tyle abym sięgnęła po nią ponownie. Zapał do tego typu produktów opadł. Twarz ratuję maską glinkową, która genialnie koi moją cerę oraz jednocześnie ją oczyszcza.
Jestem ciekawa waszego stosunku do masek w płachcie :)
Mają bardzo ładną grafikę :)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zastosowałam maskę w płachcie z aloesem i jestem z niej bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńwięc myślę, że musisz szukać nadal, aż trafisz na odpowiednią dla siebie
gdybym przypuszczała, że one sa takie fajne to będąc w dm bym pewnie kupiłam maski w płachcie, a nie te co kupiłam ;) ale z tych tez się cieszę :)
Zapraszam do mnie
Ja jeszcze żadnej takiej maski nie miałam:p
OdpowiedzUsuńMaski Star Wars coś dla mojej koleżanki :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maski w płachcie. Jeśli trafi się na swój ideał to działają cuda, ale trzeba dobrze dobrać do swojej cery. Jednemu służy to, a drugiemu co innego.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ciężko znaleźć maskę w płachcie odpowiednią dla cery tłustej. Tych "oczyszczających" jest naprawdę niewiele ;(
UsuńJednak za cenę 1 maski oczyszczającej w płachcie mam 2 opakowania glinki, która starczy mi na wiele, wiele użyć...
Chyba nie dla mnie ta azjatycka pielęgnacja :D
Nie miałam jeszcze żadnej takiej maski :) Jakoś tak wolę maski z glinką, takie mocno oczyszczające do zmywania :)
OdpowiedzUsuńNie należę do grupy fanów masek w płachcie.
OdpowiedzUsuńuwielbiam maski w płachcie, ale jakoś wolę sama je robić :) kupuję skompresowane w kapsułce i np robię papkę z ogórka, napar z rumianku lub róż itp i mam maseczkę diy, raz że 100% naturalne składniki to jeszcze satysfakcja choć czas też trzeba poświęcić. Dlatego nie stronię od gotowców :) ale cenowo wychodzi taniej za 12 kapsułek płacę z 5 zł? nawet chyba nie :) a woda plus np rumianek w torebce wychodzi groszowe sprawy :)
OdpowiedzUsuńTych akurat jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuńCo za wspaniałe maski w płachcie.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nigdy niczego podobnego nie używałam.
Ach, koniecznie muszę wypróbować którąś.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie umiem jakoś przestawić się na maski w płachcie. Przyzwyczajona jestem to maziania twarzy :) Ale czekają na mnie właśnie maski od tony moly do testów:)
OdpowiedzUsuńSkusialabym sie na wszystkie ;)
OdpowiedzUsuńLubię poznawać nowe maseczki, ale fakt jest taki, że nie pozostawiają one konkretnych efektów.
OdpowiedzUsuńWow maseczki Star Wars :D
OdpowiedzUsuń